piątek, 4 lipca 2014
1: she can make hell feel like home
Dziś rano obudził mnie blask wschodzącego słońca wpadającego przez uchylone okno. Poranek idealny.
...Ale tylko przez chwilę. Kilka minut po przebudzeniu uświadomiłam sobie, że jestem zmuszona wstać i dopuścić do siebie moje nudne życie. "Dam radę".
Wygramoliłam się białej kołdry, która ścieliła tak małe łóżko, że ledwo mieściła się na nim jedna osoba, a co dopiero mówić o dwóch (to chyba zamierzony efekt w tym minionym mieście). Zdjęłam pidżamę w szkocką kratę i wciągnęłam na siebie granatową koszulkę i za duże poszarpane jeansy mojego brata. Spędziłam parę minut w łazience i przeczesałam włosy. Czas stawić czoło dzisiejszemu dniu.
Zeszłam na dół po drewnianych schodach prowadzących do małego korytarza. Tuż obok znajdowała się kuchnia, z której - niespodziewanie o tej porze - można było usłyszeć jakieś dźwięki. Przycisnęłam się do ściany, aby nasłuchiwać.
–Wciąż nie mam pojęcia, dlaczego wróciłeś – usłyszałam szept mojej matki.
–Chciałem tylko dowiedzieć się, jak się czuje Spencer – dotarł do mnie drugi głos. Mojego brata. To był głos mojego brata. Nie widziałam go od... od dawna, od naszej ostatniej wizyty. Musiałam go zobaczyć, uściskać go. Ale nie, musiałam też usłyszeć o czym rozmawiają.
–Czuje się dobrze – odpowiedziała szorstko.
–Kłamiesz. Widzę, kiedy kłamiesz. Ona nawet w Piekle będzie udawała, że czuje się jak w... domu - zawahał się. Nigdy nie mieliśmy prawdziwego domu.
Kiedyś ja, mój brat, nasza młodsza siostra - Leal oraz nasi rodzice, wydawaliśmy się być wspaniałą rodziną. Jak każda w tym małym mieście. Szczerze, nawet nie znałam jego nazwy - nie chciałam znać. Wiem tyle, że mieścił się w stanie Pensylwania, a obok niego znajdowała się wioska Amiszów, pewnie stąd te obyczaje, tradycje, normy - nawet nie mogliśmy posiadać telefonów, odtwarzaczy. Choć za szafą ukrywałam swoje mp3, które podarował mi brat, dzień przed tym, kiedy uciekł. Słuchałam wybranej przez niego muzyki w strachu przed matką, musiałam być pewna, że nikt, n i g d y mnie nie przyłapie.
Każda rodzina tutaj wydawała się perfekcyjna do czasu, aż dzieci zaczynały dorastać, buntować się, rozumieć, że coś tu jest nie tak. Doskonale pamiętam dzień, kiedy mój tata odszedł. Opuścił dom i nie wrócił. Nie wiem, co się z nim stało i pewnie nigdy się nie dowiem. Wtedy w moim domu rozpętało się piekło, ale przed miastem wciąż udawaliśmy szczęśliwą rodzinę, której gospodarzowi "śmierć niespodziewanie zajrzała w twarz". Mój brat nie wytrzymał. Nie miałam mu tego za złe. W przeciwieństwie do mojej matki.
–A co z Leal? Powiesz mi coś? – brat wyrwał mnie z rozmyśleń.
–Dość tego! Sam zdecydowałeś, że nie jesteś już członkiem tej rodziny, więc nie pytaj o nią. Wyjdź już i zapomnij. Spencer nie może się dowiedzieć, że tu byłeś.
Miała rację. Dość tego. Wyjrzałam przez łuk drzwiowy kuchni.
–Hej – przywitałam się cicho i radośnie, jak co poranek.
–Spencer. Twój... twój brat przyszedł w odwiedziny. Ja... nie chciałam cię budzić – wymusiła uśmiech na twarzy odgarniając blond włosy.
–Spence... – brat rzucił mi się na szyję.
–Też tęskniłam – wyszeptałam. – Może usiądziesz? W salonie.
–Jasne – wyszliśmy z kuchni i Steven - tak jak kiedyś - rozsiadł się w skórzanym fotelu.
–To jak – usiadłam na sofie – spełniasz swoje marzenia?
Uśmiechnął się i zaśmiał nieśmiało.
–Czyli tak? – wykrzyknęłam w uśmiechu. – No mów, jak to jest być strażakiem? Jak jest w pracy?
Nigdy nie miałam okazji go o to zapytać, podczas naszych tajnych spotkań pytał mnie tylko o najważniejsze - o matkę, o jedzenie, o siostrę.
–W pracy? Świetnie. Odnajdywanie rozkładających się od pięciu dni zwłok to naprawdę super sprawa. – Miał wkurzające poczucie humoru, mimo to zaśmiałam się. To był typowy brat, wkurzający, ale troskliwy. Choć byłam pewna tego, że ucieknie - zawsze wydawał mi się tradycyjny i konserwatywny. Należał do osób, które zostawiają automatyczną tapetę na niedozwolonym telefonie i odmawiały modlitwę przy rodzinnym stole. Otworzył usta i już wiedziałam, o co spyta. O coś, na co z a w s z e odpowiadałam "nie wiem".
–Może tym razem... Jesteś gotowa? Uciekniesz? Pójdziesz ze mną? – wyszeptał nerwowo.
Musiał zapytać, choć wiedział, co odpowiem. Ścisnęłam go za rękę i wpatrywałam się w jego błękitne oczy.
–Zrobię to – obiecałam.
___________________
Hej! To mój pierwszy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. Wydaje się strasznie długi, ale bez obaw, to tylko ciasny szablon. Chciałabym podziękować Żulianie za (nieświadomą) mobilizację i mam nadzieję na wyrozumiałość. Proszę o zostawienie komentarzy i podzielenie się opinią, z chęcią zajrzę również na wasze blogi. :))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
wspaniały ! kiedy będzie następny ? ;D
OdpowiedzUsuńJuż jest. :))
UsuńZajebisty <3 nie mogę się doczekać nexta ;D
OdpowiedzUsuńOpublikowany. :))
Usuń