poniedziałek, 21 lipca 2014

2: please do not forget me


–Chyba pora, żebyś już wyszedł – matka stanęła w progu.
Steven westchnął.
Wstał z fotela i tyłem do matki pokazał mi osiem palców - o dwudziestej. Nie zawiedzie mnie, wiem o tym. Przyjdzie i wszystko obgadamy.
–Żegnaj, Spence.
Zamknął za sobą drzwi.
–I nie wrócił – dokończyła mama szeptem.
Uśmiechnęłam się lekko do niej. Nie dowiedziała się o naszych spotkaniach przez cztery lata. Dziś też się nie dowie.
                          
                                                                           ***
Leal zasnęła w swoim małym łóżku. Cały dzień nie miałam serca powiedzieć jej, że uciekam. I chcę ją zabrać ze sobą. Ma dopiero sześć lat, nie jest w tanie tego zrozumieć. Nie chcę ograniczać jej przez pryzmat wieku, pewnie jest dojrzalsza ode mnie, ale wiem, że ona kocha matkę. Tak, jak ja nigdy nie potrafiłam.
Spojrzałam na mały zegar w pokoju siostry. 19:58.
Przerzuciłam plecak przez ramię, schowałam tam wszystkie potrzebne rzeczy. Właściwie, to leżały tam już od dwóch lat, tak na wszelki wypadek.
Przeszłam do mojego pokoju. Otworzyłam okno i wyślizgnęłam się po prowizorycznej drabince. Chłodny wiatr zmierzchwił mi włosy, na niebie było chyba z milion gwiazd, powinnam częściej na nie patrzeć. Teraz będę miała okazję.
A jednak, stał tu. Mój brat zmierzył mnie światłem latarki.
–Steve – rzuciłam mu się na szyję. Poczułam jak po policzku spływa mi kilka łez, nie sądziłam, że to się stanie tak szybko.
–Nie ma czasu – odgarnął włosy okalające moją  twarz. – Musimy iść – wyszeptał i pociągnął za przedramię.
–Czekaj, co z Leal? Chciałam o tym z tobą najpierw porozmawiać... zanim ją wezmę.
Zaraz potem jaskrawe światło wydobyło się z sypialni mamy.
I jeszcze na korytarzu. O, m a m o, ona tu idzie.
Ganek też się rozświetlił.
–Spence...
–Muszę wrócić po Leal! – wyszeptałam zrozpaczona.
–To ostatnia szansa! Jak nas zobaczy, to kolejnej nie będzie.
Poczułam, że zanosi mi się na płacz i żadne siły nie są w stanie tego powstrzymać. Wyobraziłam to sobie - małą Leal, jej kasztanowe oczy i czarne włosy, samą, stawiającą się temu okrutnemu miastu. Poczułam kolejne łzy na policzku.
–Posłuchaj, wrócę po nią! Wrócę po nią, jak teraz wróciłem po c i e b i e. Nie zmarnuj tego, proszę.

Może to wiara w mojego brata, a może to drastyczny skok adrenaliny, ale coś kazało mi pociągnąć w biegu Stevena za ramię. Teraz ja byłam na pierwszym miejscu. Nie zauważyłam, kiedy ból stał się moją codziennością, a więzienie domem.
Tego wieczoru wiał naprawdę silny wiatr, zmagałam się, aby móc biec jak najszybciej. Aby w ogóle biec. Doszłam do wniosku, że nie chodzi o sam fakt zostawienia tu Leal, a o to, że się na  to zdecydowałam, choć mogłam inaczej. Udało mi się zaskoczyć samą siebie. Spojrzałam na Stevena, on również wyglądał na zdezorientowanego.
Biegliśmy około piętnastu minut. W przeciwieństwie do brata szło mi... okropnie. Czułam, jakby płuca płonęły mi żywcem i nie mogłam złapać oddechu, jednak, kiedy do tego dochodziło - nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Zawsze miałam słabą kondycję, matka zabraniała wychodzić mi z domu, biegałam jedynie w dzieciństwie.
–Daleko jeszcze? – wysapałam.
–Widzisz te tory? – wskazał znajdujące się kilkanaście metrów dalej tory, po twarzy spłynęła mu stróżka potu. – Tak, to już tutaj.
–Zaraz? To czemu biegliśmy?! – poczułam, jak czerwienię się ze złości. – Przecież ona wciąż myśli, że jestem w środku! Jesteśmy bezpieczni...
W zasadzie nie mogłam uświadomić sobie tego, co powiedziałam. Ale przecież właśnie t o powiedziałam, więc to musi być prawda.
–Bezpieczni? Myślałem, że już w to nie wierzysz – pokręcił głową. – Bezpieczeństwo nie istnieje.
Potaknęłam mu, chyba miał rację. Analizowałam sens jego słów w drodze do torów kolejowych. Nadjechał pociąg. Steven złapał mnie w talii i podniósł, abym mogła dosięgnąć stopnia.
Spojrzałam na tych wszystkich ludzi. Wyglądają... jak ludzie.
Podoba mi się tu. Pełno tu odważnych osobowości, niektóre nawet zbyt odważne. Skierowałam wzrok na dziewczynę w czarnej koronkowej bieliźnie, wykonywała jakieś dziwne figury na rurze autobusowej. Głupia, przez całe życie myślałam, że służy do tego, aby trzymając się jej nie przewrócić podczas jazdy. I dopiero teraz zwróciłam uwagę na mój wygląd. Wyglądałam... źle. Chyba obie przesadziłyśmy w złe strony.
Spojrzałam na elektroniczny zegarek w pociągu, trochę przygasł i oznajmiał, że dobija północ.
Steven podszedł do jakiegoś mężczyzny, chyba dał mi czas, żeby się rozejrzeć.
Byłam coraz mniej pewna siebie, nie chcę żałować tej decyzji. Całą moją odwagę zostawiłam w domu, teraz nie byłam pewna, czy się tu odnajdę.
–Hej – ktoś powiedział ochryple, to zdecydowanie męski głos.
–Hej – szepnęłam, na to udało mi się zdobyć. Chłopak siedział na ziemi i plecakiem i szkicownikiem. Miał brązowe włosy, sięgały mu do końca szyi, miał zaciągniętą szarą czapkę i podarte jeansy z koszulą.
–Usiądź, nowa tak? Cnotka niewydymka?
–Co? – wymamrotałam zdenerwowana.
–Jesteś siostrą Stevena, prawda?
Wargi mi się rozchyliły. Zawsze tak mam, jak jestem zaskoczona. Skąd u licha, ten koleś tyle o mnie wiedział?
–Wszyscy tu są tacy? – zagadałam patrząc w stronę dziewczyny na rurze. – Odważni – sprecyzowałam.
–Zazdrosna? – zaśmiał się patrząc na podziwiającą dziewczynę kilku mężczyzn.
–Niby o co? – prychnęłam wywracając oczami.
–Czy ty próbujesz ze mną flirtować? Mam ją obrazić? – spojrzał zupełnie poważnie.
–Ja tylko... – odwaga, myślę, odwagi – Chyba coś mi wpadło do oka!
Dziewczyny zawsze tak mówiły, kiedy flirtowały, patrzyły głęboko w oczy, a później już tylko...
On wciąż na mnie tak patrzał. Wygląda to na pogardę.
–Przepraszam. To był żart – wyjaśniłam. Przymknęłam oczy i pokręciłam głową. O, rany...
–Chyba jednak coś masz w tym  oku... – nie zmieniając wyrazu twarzy przybliżył się znacząco. Był tak blisko. Jakbyśmy zaraz mieli się pocałować. Pachniał papierosami i miętą. Drżę. Jest taki...
–Chyba już wypadło – oznajmiłam.

                                           ___________________________________

Hej! Oto nowa część. Trochę ją zepsułam (mówiąc lekko, eh). Mam nadzieję, że jednak jest warta przeczytania. Dziękuję za ostatnie komentarze! Miałam tego nie publikował, ale argument "zajebiste" był chyba zbyt mocny, prawda? To NAPRAWDĘ motywuje! Dziękuję. :))
Z chęcią zajrzę na wasze blogi, przeczytam i skomentuję.
Tymczasem, zapraszam na kolejnego (bardziej dopracowanego!) bloga! Moim skromnym zdaniem godny uwagi. :))
http://beginweirdo.blogspot.com/
Do następnej.

piątek, 4 lipca 2014

1: she can make hell feel like home


Dziś rano obudził mnie blask wschodzącego słońca wpadającego przez uchylone okno. Poranek idealny.
...Ale tylko przez  chwilę. Kilka minut po przebudzeniu uświadomiłam sobie, że jestem zmuszona wstać i dopuścić do siebie moje nudne życie. "Dam radę".
Wygramoliłam się białej kołdry, która ścieliła tak małe łóżko, że ledwo mieściła się na nim jedna osoba, a co dopiero mówić o dwóch (to chyba zamierzony efekt w tym minionym mieście). Zdjęłam pidżamę w szkocką kratę i wciągnęłam na siebie granatową koszulkę i za duże poszarpane jeansy mojego brata. Spędziłam parę minut w łazience i przeczesałam włosy. Czas stawić czoło dzisiejszemu dniu.
Zeszłam na dół po drewnianych schodach prowadzących do małego korytarza. Tuż obok znajdowała się kuchnia, z której - niespodziewanie o tej porze - można było usłyszeć jakieś dźwięki. Przycisnęłam się do ściany, aby nasłuchiwać.
Wciąż nie mam pojęcia, dlaczego wróciłeś – usłyszałam szept mojej matki.
Chciałem tylko dowiedzieć się, jak się czuje Spencer – dotarł do mnie drugi głos. Mojego brata. To był głos mojego brata. Nie widziałam go od... od dawna, od naszej ostatniej wizyty. Musiałam go zobaczyć, uściskać go. Ale nie, musiałam też usłyszeć o czym rozmawiają.
Czuje się dobrze – odpowiedziała szorstko.
Kłamiesz. Widzę, kiedy kłamiesz. Ona nawet w Piekle będzie udawała, że czuje się jak w... domu - zawahał się. Nigdy nie mieliśmy prawdziwego domu.
Kiedyś ja, mój brat, nasza młodsza siostra - Leal oraz nasi rodzice, wydawaliśmy się być wspaniałą rodziną. Jak każda w tym małym mieście. Szczerze, nawet nie znałam jego nazwy - nie chciałam znać. Wiem tyle, że mieścił się w stanie Pensylwania, a obok niego znajdowała się wioska Amiszów, pewnie stąd te obyczaje, tradycje, normy - nawet nie mogliśmy posiadać telefonów, odtwarzaczy. Choć za szafą ukrywałam swoje mp3, które podarował mi brat, dzień przed tym, kiedy uciekł. Słuchałam wybranej przez niego muzyki w strachu przed matką, musiałam być pewna, że nikt, n i g d y mnie nie przyłapie.
Każda rodzina tutaj wydawała się perfekcyjna do czasu, aż dzieci zaczynały dorastać, buntować się, rozumieć, że coś tu jest nie tak. Doskonale pamiętam dzień, kiedy mój tata odszedł. Opuścił dom i nie wrócił. Nie wiem, co się z nim stało i pewnie nigdy się nie dowiem. Wtedy w moim domu rozpętało się piekło, ale przed miastem wciąż udawaliśmy szczęśliwą rodzinę, której gospodarzowi "śmierć niespodziewanie zajrzała w twarz". Mój brat nie wytrzymał. Nie miałam mu tego za złe. W przeciwieństwie do mojej matki.
A co z Leal? Powiesz mi coś? – brat wyrwał mnie z rozmyśleń.
Dość tego! Sam zdecydowałeś, że nie jesteś już członkiem tej rodziny, więc nie pytaj o nią. Wyjdź już i zapomnij. Spencer nie może się dowiedzieć, że tu byłeś.
 Miała rację. Dość tego. Wyjrzałam przez łuk drzwiowy kuchni.
–Hej – przywitałam się cicho i radośnie, jak co poranek.
–Spencer. Twój... twój brat przyszedł w odwiedziny. Ja... nie chciałam cię budzić – wymusiła uśmiech na twarzy odgarniając blond włosy.
–Spence... – brat rzucił mi się na szyję.
–Też tęskniłam – wyszeptałam. – Może usiądziesz? W salonie.
–Jasne – wyszliśmy z kuchni i Steven - tak jak kiedyś - rozsiadł się w skórzanym fotelu.
–To jak – usiadłam na sofie – spełniasz swoje marzenia?
Uśmiechnął się i zaśmiał nieśmiało.
–Czyli tak? – wykrzyknęłam w uśmiechu. – No mów, jak to jest być strażakiem? Jak jest w pracy?
Nigdy nie miałam okazji go o to zapytać, podczas naszych tajnych spotkań pytał mnie tylko o najważniejsze - o matkę, o jedzenie, o siostrę.
–W pracy? Świetnie. Odnajdywanie rozkładających się od pięciu dni zwłok to naprawdę super sprawa. – Miał wkurzające poczucie humoru, mimo to zaśmiałam się. To był typowy brat, wkurzający, ale troskliwy. Choć byłam pewna tego, że ucieknie - zawsze wydawał mi się tradycyjny i konserwatywny. Należał do osób, które zostawiają automatyczną tapetę na niedozwolonym telefonie i odmawiały modlitwę przy rodzinnym stole. Otworzył usta i już wiedziałam, o co spyta. O coś, na co z a w s z e odpowiadałam "nie wiem".
–Może tym razem... Jesteś gotowa? Uciekniesz? Pójdziesz ze mną? – wyszeptał nerwowo.
Musiał zapytać, choć wiedział, co odpowiem. Ścisnęłam go za rękę i wpatrywałam się w jego błękitne oczy.
–Zrobię to – obiecałam.
___________________

Hej! To mój pierwszy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. Wydaje się strasznie długi, ale bez obaw, to tylko ciasny szablon. Chciałabym podziękować Żulianie za (nieświadomą) mobilizację i mam nadzieję na wyrozumiałość. Proszę o zostawienie komentarzy i podzielenie się opinią, z chęcią zajrzę również na wasze blogi. :))



Przetestowani